Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wozu w małym lasku, leżącym tuż kolo Kastylskiej drogi. Dwie jakieś przygody zatrzymały ich przy drodze, dlatego też do celu podróży przybyli później, niż się spodziewali. Z trudnością odnaleźli obite żelazem drzwi, bowiem don Emanuel starał się ukryć je jak najsprytniej. Leon oglądał budynek z zainteresowaniem, aż wreszcie znalazł to, czego szukał.
„Tutaj“, rzekł i otworzył ciężkie podwoje.
Więźniów wpuszczono do ciemnego wnętrza i drzwi żelazne za nimi zatrzaśnięto.
Najbardziej denerwował się Zaragoza, który instynktem iście zwierzęcym wyczuwał, że z więzienia tego nie wydostanie się już nigdy.
Tymczasem w lasku trzej mężczyźni rozpalili ogień, a Manfred, siedząc tuż przy ogniu nalewał z termosu gorącą kawę. W pewnej chwili spojrzał na zegarek. Była punktualnie siódma.
„Możemy ich oczekiwać za dwie godziny“. — rzekł: „w międzyczasie przygotujmy się do przyjęcia naszych gości“.
Leon wstał z miejsca i zeszedł po niewielkiej pochyłości do małego zagajnika. Wrócił po chwili, trzymając pod pachą coś w rodzaju wiązki małych drewien. Umieścił ją opodal ogniska.
Gawędzili swobodnie przyciszonemi głosami do ósmej, poczem Poiccart wykopał w ziemi stalowym szpadlem, dół, głębokości dwóch stóp. Umieścił w nim jedno z drewien. Wszyscy czekali, a Manfred trzymał wciąż zegarek w ręce, wreszcie dal znak towarzyszom lekkiem skinieniem głowy i Poiccart zapalił sterczące w ziemi drewienko.