Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ną wyższą budowlą — maleńkim kościółkiem. Przed skromną oberżą zatrzymała konia i zapragnęła widzieć oberżystę. Dwaj czy trzej nieogoleni mężczyźni, siedzący pod konarami rozłożystego drzewa, wstali z miejsc, zdejmując automatycznie kapelusze i obserwując ją z pewnego rodzaju uwielbieniem. Po chwili ukazał się oberżysta, skręcający pilnie w rękach grubego papierosa.
„Czy możecie mi dać wierzchowca?“ — zapytała Dama z Gratzu.
Mężczyzna spojrzał na nią z bezczelnym uśmiechem.
„Piękna pani, nic takiego niema na świecie, czegoby nie mógł dać jej oberżysta z Grania de la Flores. Lecz, niestety, konia nie mam“.
Całą jego uwagę pochłonął teraz skręcany papieros.
Uczyniła ruch, jagdyby chciała zsiąść z konia. „Pozwoli pani, ekscelencjo“, porwał się znowu oberżysta, pomagając jej wyjąć nogi ze strzemion.
Koń jej musiał być nakarmiony i potrzebował wypocząć nieco, była więc przygotowana, że pozostać tu będzie musiała dłużej.
„Proszę mi dać pokój“, rozkazała, a oberżysta uśmiechnął się znowu.
Za salą bawialną znajdowały się dwa oddzielne pokoje. Dama z Gratzu, ujrzawszy brudną jakąś sofę, stojącą w kącie, rzuciła się na nią z ulgą. Nie pytała, jak dawno przejeżdżał tędy tajemniczy powóz, bowiem dosłyszała rozmowę siedzących przed oberżą mężczyzn, że powóz ów minął wieś przed niespełna godziną. Znajdowała się więc o dwie go-