Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„To niech pan jedzie ze mną“, rzekła wesoło i uśmiechnęła się, dostrzegłszy na twarzy jego śmiertelną bladość.
Poczęła studjować plan skrupulatnie.
„Możliwe, że tutaj dostanie pani konie“, wskazał punkt, oznaczający wieś Grania de la Flores, „lecz to jest również wątpliwe; ale senora, ci ludzie górscy są źli, mogą zaatakować panią“.
Głośny jej śmiech był jedyną odpowiedzią. Pochyliła się nad biurkiem i poczęła pisać coś na małej karteczce.
„Jeżeli pan to wręczy, uczyni mi pan wielką przysługę“, rzekła i bez jednego słowa podzięki wyszła z mieszkania.
Przez otwarte okno widział, jak szła majestatycznym krokiem przez Puerta del Sol, zalaną jasnem, złocistem słońcem.

Droga okazała się trudniejszą, niż przypuszczała. Chwilami musiała się wraz z koniem przedzierać przez gęste krzewy, to znów zapadała w maleńkie dolinki, z których trudno było się potem wydostać. Jedynym pokarmem była odrobina wina, zabrana z domu, która obecnie trzymała ją przy silach. Postępowała wślad za głęboką koleiną, wyrżniętą w piaszczystej drodze, którą wyrżnąć musiał powóz, wiozący owych trzech tajemniczych mężczyzn.
O zachodzie słońca dotarła do Grania de la Flores. Szumnym tym tytułem oznaczona była maleńka wieś, położona u zbocza gór, połyskująca zdaleka bielą zwykłych, wiejskich dachów i jedy-