Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

spoczywały dwa browningi, nadające atmosferze pokoju wyraz ponurej zgrozy.
Dwaj mężczyźni, zagłębieni w miękkich fotelach, czekali.
Do uszu ich dobiegały dźwięki orkiestry, która zapowiadała uroczystość królewskich zaślubin i wkroczenie orszaku do wnętrza świątyni.
Jeden z mężczyzn uniósł się na fotelu i sięgnął po szklankę.
„Czy jesteście pewni, że będą przechodzić tędy”? zapytał.
Drugi ziewnął głośno.
„Zasadniczo są trzy drogi”, odparł leniwie. „Już kilka razy mówiłem wam. Manuel. Czy jesteście tacy nerwowi”?
Tamten uśmiechnął się boleśnie. Poprawił bransoletkę skórzaną, wybijaną złotemi blaszkami.
„Wznieci to sensację”, rzekł w zamyśleniu.
„Tm większe podniecenie, tem większa szansa ucieczki”, rzekł towarzysz, zapalając papierosa.
Manuel otworzył okno i wyjrzał na wąska ulicę, poczerń wrócił znowu do stołu.
„Balkony pod nami są przepełnione”, zaanonsował, „a ludzie gniotą się tak. jak w skrzynce pomarańcze. Spójrzcie na ulicę”.
Obydwaj wyszli na balkon i dopiero po kilku minutach wrócili do pokoju...
Zastali tu niezwykłą zmianę, która zaszła podczas chwilowej ich nieobecności. Spojrzawszy na stół. Manuel nie dostrzegł rewolwerów, a i stalowe cylindry, leżące opodal przesunięte były na sam koniec stołu. Nie starczyło już czasu na dalsze ob-