Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się być coraz bardziej niezrozumiałym i nieobliczalnym w słowach.
„Ileż to żyć ludzkich winna jest partja Stu Cezrwonych cywilizacji? Naprzykład — von Dunop. Oczekiwała go pani teraz, nieprawdaż“?
„Czy nie żyje“? przeraziła się.
Na ustach Manfreda zamajaczył uśmiech. Przecież mimo wszystko była kobietą, kobietą, która zauważyć musiała uśmiech ten i niespokojne błyski jego oczu. A ona pomyślała, że człowiek ten był mężczyzną, który uśmiechać się musiał często.
„Owszem żyje — czyż nie mówiłem o zawieszeniu broni? Lecz życie von Dunopa należy teraz do nas. Jeżeli bróździć będzie dalej — śmierć jego jest nieunikniona. Mógłbym wyliczyć cały szereg nazwisk tych, którzy zginęli z ręki sprawiedliwych“.
Umysł jej pracował szybko. Myśli kształtowały się prędzej jeszcze, niż jego słowa. W pewnej chwili wzruszyła ramionami i odwróciwszy się doń plecami, podeszła do otwartego biurka. Poprzez ramię rzuciła mu zapytanie, niby strzał rewolwerowy:
„A wy“?
„Raz jeden tylko zabiliśmy przyzwoitego człowieka“, rzekł z dumą, „a uczyniliśmy to również dla dobra ludzkości“.
W milczeniu przeszła wolnym krokiem na to samo miejsce, na którem stała przed chwilą.
„O zawieszeniu broni nie może być mowy“, rzekła, „ponieważ linja nasza wytyczna nie zgadza się z tem“.