Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Menszikofa od swego stolika. Była ubrana w elegancką suknię z miękkiego, czarnego szyfonu, haftowaną perłami; z ramion jej spływała futrzana etola.
„Partja Stu Czerwonych musi mieć dużo pieniędzy“, przebiegło przez myśl Meszikofa, gdy pochylał się nad stolikiem, czekając na rozkaz wytwornej damy.
„Spodziewam się gościa, odezwała się po francusku; „proszę go wprowadzić do mego salonu“.
„Oui, madame“, odparł kelner; „powtórzę polecenie pani maitre‘owi“.
Spojrzała nań z dziwnem zainteresowaniem. „Głos pański zdaje się mi być dziwnie znajomy“, rzekła. „Czy usługiwał mi pan kiedyś przedtem“?
„O ile pamiętam, nie“, odparł z godnością, należną swemu zawodowi.
Pośpieszył wydać jakieś instrukcję i wrócił po chwili, meldując, że rozkaz jej został spełniony.
„Proszę o kawę“, rzekła i spojrzała nań znowu.
Unikając jej wzroku, oddalił się szybkim krokiem.
Siedziała nad podaną filiżanką kawy, obserwując z ciekawością zebranych na sali gości. Zimna i obojętna, bez cienia uśmiechu na twarzy, zdawała się stanowić wybitny kontrast z resztą rozweselonej publiczności.
Po chwili z czapką w ręku zbliżył się portjer hotelowy, meldując, że jakiś jegomość czeka na Jej Ekscelencję w salonie.