Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

skiego papierosa, spoglądając przez otwarte okno na ulicę. Po chwili westchnął głęboko.
„Czy myślisz o tej kobiecie“? zagadnął Manfred.
Na twarzy Gonsaleza zamajaczyło zdziwienie. „Myślałem o czemś zupełnie innem. Czy zauważyłeś, George, że zazwyczaj kobiety, stojące na czele jekiegoś spisku, są piękne? Zdaje się Lombroso powiedział“...
„Widzę, że masz zamiar zajmować się fizjognomiką“, przerwał Poiccart ze śmiechem, „a wczoraj nie chciałeś wysłuchać mojej historji“.
Leon dotknął dłonią ramienia towarzysza.
„Nienawidzę długich opowiadań“, zaśmiał się. „A to jest krótka historja, ale ciekawa“, rzekł Poiccart, poprawiając się na krześle, „poprostu sprawa jakiegoś chemika, który był w Argentynie i zdradzony został przez kobietę“.
Poiccart nigdy nie był dobrym mówcą, a tylko w chwilach niezwykłego podniecenia słowa przychodziły mu z większą, niż zazwyczaj, łatwością. W tej chwili opowiadał historję z pewnem wahaniem.
„Kobieta ta zdradziła go za parę sztuk złota, aczkolwiek chemik ten nie spiskował przeciwko niej. Potem otrzymane pieniądze rzuciła mu pod nogi. Był to człowiek, który przedtem zdradził swego przyjaciela, a teraz zemsta ta była skierowana przeciw niemu“...
Teraz Poiccart dobrnął do tej historji, która była dlań łatwiejsza do opowiadania. Nastąpił cały szereg chemicznych terminów, opowiadanie