Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Cylindry oczywiście w kształcie cylindrów Zeppelina,“ mruknął „ze zwykłym prostym motorem i propellerami; lecą z wiatrem“.
Wszyscy spojrzeli w tę stronę w milczeniu. Gonsalez wskazał ręką wysoką wieżyczkę, wybudowaną w kształcie latarni, wewnątrz której pojawił się nagle płomień.
„Wojsko dostrzegło już nieprzyjaciela i daje ostrzegawcze sygnały. Czy nie wygląda tak, jak — gdyby porozumiewali się telegraficznie?“
Płomienie znikły na chwilę, a potem zabłysły z wzmożoną potęgą.
Gonsalez spojrzał znowu w kierunku zbliżających się punkcików.
„Lecą nad Chislehurstem z szybkością dwudziestu mil na godzinę“, szepnął, gdy tymczasem Manfred zdjął wieko z przyniesionej z sobą drewnianej skrzyneczki i począł szukać czegoś w jej wnętrzu.
„O ile znam Stu Czerwonych“, rzekł Courlander, „stracą oni mnóstwo czasu na zabawę w kota i myszkę“.
Gonsalez uśmiechnął się blado.
„Smutek ich ogarnia“, rzekł z prostotą. Zauważył badawcze spojrzenie Courlandera, skierowane na tajemniczą skrzyneczkę. W spojrzeniu jego tliło powiątpiewanie i ciekawość zarazem.
„Był to pomysł George‘a“, rzekł po chwili Gonsalez; „ja stanowczo byłem temu przeciwny. George praktykował te rzeczy przed kilku laty. Uważa, że i tym razem jest zupełna możliwość“.
„W tym wypadku?“ Courlander wskazał ręką