Strona:PL Edgar Wallace - Gabinet 13.pdf/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie wiem. Jeżeli to prawda, że on nienawidzi Piotra
Kane a, to może to zrobił przez zemstę, bo wie, że ja Piotra bardzo lubię i... tak, że ja Piotra bardzo lubię. Kane ostrzegał mię nawet przed zadawaniem się z szajką, która ze mną na wyścigach...
Przestańcie tam nareszcie gadać!
Przez pewien czas pracowali w milczeniu. Potem:
— Oprawca każę jeszcze kogoś w tych dniach powiesić, — rzekł Lal spokojnie. — To ten chłop, któremu mały Lew Morse zawdzięcza chłostę — podobno go u kowala omal nie zabił śrubociągiem. Szkoda! Lew był już po kieliszku, a mówił nieraz, że wołałby być martwy niż trzeźwy.
O godzinie czwartej oddział roboczy wyruszył zpowrotem po wąskiej uliczce w stronę wrót więziennych.

PARCERE SUBJECTIS.

Johnny spojrzał wgórę i kiwnął głową w stronę szyderczych słów. Zdawało mu się, jakoby napis z portalu odpowiedział na jego pozdrowienie. O pół do piątej wszedł do swej samotnej celi, żółte drzwi zamknęły się za nim z metalicznym dźwiękiem.
Była to duża, wysoka cela, a barwa złożonych pledów nadawała jej pozoru hulaszczej wesołości. Na deseczce w jednym kącie widniała fotografja foksterjera, który z pytającym wyrazem zwracał do niego śliczną główkę.
Johnny napełnił kubek wodą i wypił duszkiem, podczas gdy spojrzenie jego spoczywało na zakratowanem oknie. Za chwilę podadzą mu herbatę, a potem na przeciąg osiemnastu i pół godzin na drzwi założony będzie zamek. Przez osiemnaście i pół godzin musiał spędzać czas, jak umiał. Póki było jasno, mógł czytać — tom opowiadań podróżniczych leżał na gzymsie, który służył za stół. Mógł też pisać na swojej tabliczce, albo rysować konie i psy, lub