Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/435

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

obrażać się o byle drobiazg, co stał jej na drodze, żądająca, żeby ją wielbiono jak święty obraz, nie czująca nawet, ile robi ludziom świństw.
— Po prawdzie mówiąc, ojcze, — zakonkludował Kozioł — ja jeden kocham was rzetelnie, a mój brat i moja siostra... Wie ojciec, jeszcze teraz boli mnie, że rozeszliśmy się dla głupstwa.
I zwalać zaczął całą winę na Franusię, której Jan zupełnie przewrócił w głowie. Uspokoiła się wszelako teraz. A gdyby znów najść miało na nią, gotów otrzeźwić dziewczynę porządną kąpielą na dnie bagna.
— No, ojcze, niech ojciec się namyśli!.. Dlaczego nie miałby ojciec wrócić do nas?
Fouan jednak milczał przezornie. Spodziewał się tej propozycji, którą zrobił mu wreszcie młodszy syn, nie chciał wszelako odpowiedzieć ani: nie, ani: tak, bo ostatecznie nigdy niemożna wiedzieć. Upewniwszy się, że Hjacynt jest na drugim końcu winnicy, mówił Kozioł w dalszym ciągu:
— No, powiedzcie sami, ojcze, czy to dla was miejsce u tego oberwańca? Licho wie, co się z wami stać może w tej jego zatraconej norze?.. Możemy was tam znaleźć zakatrupionego którego rana!.. A potem, widzicie, będę was żywił, dam wam dach nad głową i jeszcze, w dodatku będę wam płacił waszą rentę.
Ojciec aż łypać zaczął oczami ze zdziwienia. Widząc, że stary wciąż jeszcze milczy, syn postanowił podbić go ostatecznie.
— Nie poskąpię wam niczego! Będziecie mieli waszą kawę, wasz kieliszeczek, codzień za cztery susy tytoniu, zobaczycie, nie będzie wam brakło niczego.
Zawiele tego już było. Stary aż zaląkł się. Prawda że stosunki z starszym synem zaczynały się psuć. Co jednak, jeżeli wrócą u Kozłów dawne hece?