straszliwe mrozy ścinały lodową powłoką wodę w dzbanku, stojącym przy łóżku Fouana; nie narzekał on jednak, mimo że zamróz występował w postaci szronu na ścianach, po których ściekał potem strumykami, jak gdyby pod nawałnicowym deszczem. Uważał to za rzecz naturalną. Przywykł do takich braków. Byle tylko miał swój tytoń, swoją kawę i byle mu wciąż nie wymawiano to tego, to owego, wszystko mu było jedno. — „Nie należę do królewskiej familji“ — powtarzał.
Sprawy zaczęły się psuć, kiedy pewnego słonecznego ranka, stary, powróciwszy do izby po fajkę w chwili, kiedy sądzono, że już wyszedł, natrafił na Kozła, usiłującego obalić Franusię na górę kartofli. Dziewczyna, broniąca się dzielnie, zerwała się i wyszła bez słowa, zabrawszy tylko liście buraczane, po które przyszła dla swoich krów. Po jej odejściu stary, pozostawszy sam na sam z synem, oburzył się.
— Ty, świnio! Z tą smarkulą? Pod bokiem własnej żony?... A dziewczyna nie chciała, widziałem dobrze, jak majdała nogami!
Ale Kozioł, cały zasapany i ponsowy, nie pozwolił na robienie sobie uwag.
— Po co ojciec wścibia swój nos tam gdzie nie potrza? Lepiej zamknąć gębę, bo to może się źle skończyć.
Od czasu, kiedy Liza zległa, a szczególniej od owej bójki z Janem, dostał Kozioł znów wścieklizny na punkcie Franusi. Przeczekał tylko, żeby mu się dobrze zrosło przetrącone ramię, i teraz rzucał się na nią we wszystkich kątach, pewien, że jak raz ją przycapi na dobre, będzie mu sama lazła w ręce, kiedy zechce. W dodatku czy to nie najlepszy sposób odwlekania jej zamążpójścia, utrzymania dziewczyny dla siebie, a zarazem zagarnięcia jej ziemi? Dwie te namiętności zlały się w nim teraz w jedno; w jakiś zażarty upór niewypuszczania z rąk niczego, o co się zaczepił, w szał posiadania ziemi i nienasyconą chuć
Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/373
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.