Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/369

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nety, przechowywane pod stosem zboża, były białe, jak gdyby posypane mąką. Fanny nie dowierzała swojej szafie i dlatego ukrywała pieniądze drobnemi sumami po wszystkich kątach domu, w worach z ziarnem, w skrzyni z węglami, w piasku, tak że ilekroć wypadło jej za coś płacić, pieniądze, dawane przez nią, były rozmaitych kolorów: białe, czarne albo zgoła żółte.
— To wystarczy — rzekł Nenesse za całe podziękowanie. — Idziesz, Delfinie? — zwrócił się do przyjaciela.
Obaj chłopcy wybiegli i słychać było tylko zamierający w oddali ich śmiech.
Widząc, że ojciec Fouan, który przez cały ten czas nie odwracał się od okna, wychodzi na podwórze, wychylił Jan duszkiem swoją szklankę, pożegnał się z Delhomme‘ami i poszedł za starym, którego zastał stojącego na dworze wpośród czerniejących mroków nocy.
— Cóż, ojcze Fouanie, zgadzacie się pójść do Kozłów prosić ich dla mnie o Franusię za żonę?... Jesteście jej opiekunem, od was wszystko zależy.
Starzec, którego twarzy nie widać było w cieniu, powtarzał urywanym głosem:
— Nie mogę... nie mogę...
Wreszcie wybuchnął i wyznał, o co mu idzie.
Ma już dosyć Delhomme‘ów: zaraz jutro przeniesie się do Kozłów, którzy sami zaofiarowali się, że go wezmą. Chociażby go syn miał bić, mniej będzie cierpiał niż przez to powolne zakłówanie go na śmierć przez córkę ciągłem wbijaniem mu szpileczek pod skórę.
Doprowadzony do rozpaczy tą nową przeszkodą, zdecydował się Jan wreszcie wyznać staremu całą prawdę.
— Ale bo, widzicie, ojcze Fouanie, muszę się wam przyznać do grzechu... Ja i Franka... żyliśmy ze sobą.