Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/365

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stawił ją jednak gestem człowieka, który waży się na wszystko i dodał nagle:
— Co powiecie na to, Kapralu, że Fanny nie chce ze mną gadać od onegdajszego dnia tylko dlatego, że splunąłem na podłogę?. Wielka mi rzecz!... Splunąłem!... Cóż to, czy wszyscy nie plują? I ja pluję; naturalnie, że pluję, jak mi się chce splunąć. Et, lepiej zdechnąć już raz, niż znosić tyle na stare lata!...
Napełniając sobie drugą szklankę, szczęśliwy, że znalazł powiernika, przed którym może się wywnętrzyć, zaczął wylewać swoje żale, nie dając gościowi przyjść do słowa. Były to drobne pretensje, gniew starca, którego słabostek nie chciano tolerować, którego odmienne przyzwyczajenia usiłowano podporządkować cudzym obyczajom i nawykom. Drobne te dokuczliwości niemniej go wszakże bolały, niż gdyby poważnie go krzywdzono lub źle się z nim obchodzono. Uwaga, powtórzona zbyt głośno, raniła go prawie jak policzek; nadto córka jego okazywała nadmierną wrażliwość, podejrzliwą próżność uczciwej chłopki, którą byle słówko, źle przez nią rozumiane, urażało i doprowadzało do dąsów, wskutek czego stosunki między ojcem a córką pogarszały się z dnia na dzień. Ona, która, po podziale majątku przez ojca, zachowywała się niewątpliwie najlepiej z całego rodzeństwa, stawała się coraz bardziej cierpką dla niego, dochodziła nieomal do prześladowania starego człowieka nieustannem dreptaniem mu po piętach, wycieraniem po nim sprzętów, zamiataniem i zrzędzeniem na niego za wszystko, co robił i czego nie robił. Nie było to nic poważnego, same drobiazgi, ale dręczyły go one tak, że biedak aż popłakiwał po kątach.
— No, to trzeba im ustępować — powtarzał Jan za każdą nową skargą starego. — Trochę tylko cierpliwości, a wszystko się ułoży.
Ale Fouan, który zapalił tymczasem świecę, jako że zupełny zapadł już zmrok, podniecał się coraz bardziej.