Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a na drugim, naprzeciwko niego, siadała gospodyni-utrzymanka. Wszystkich razem było czternaścioro. Podawała do stołu kucharka.
Kiedy pan Hourdequin usiadł, nie odpowiedziawszy ani słowa na jej pytanie, Jakóbka zwróciła uwagę kucharki na należyte przygotowanie przypiekanych grzanek. Były to kawałki przypieczonego chleba, podrobione do wazy, podlane winem i ocukrzone melasą. Zażądała jeszcze jednej porcji, udając, że chce niemi uraczyć mężczyzn i rzucając im przy tem grube żarty, które, pobudzały ich do homerycznych wybuchów śmiechu. Każde zdanie, jakie wypowiadała, miało dwuznaczny sens, przypominający zarazem, że tegoż wieczora jeszcze opuszcza dom. — Trudno! Ludzie schodzą się, rozchodzą, a kto nie dostanie już więcej, pożałuje, że nie umaczał po raz ostatni palca w sosie. — Owczarz jadł z ogłupiałą miną, a pan domu, milczący, zdawał się również nic nie rozumieć. Jan, nie chcąc zdradzić się, zmuszony był śmiać się wraz z innymi, choć wcale nie było mu wesoło na duszy; czuł, że nie postępuje uczciwie w całej tej sprawie.
Po śniadaniu pan Hourdequin wydał dyspozycje na popołudnie. W polu zostało już trochę tylko drobniejszych robót do dokończenia; składano owies, kończono zaorywanie ugorów, czekając aż nadejdzie pora koszenia koniczyny i lucerny. Dla tego też wydał rozporządzenie, aby Jan i drugi parobek zostali w domu i wyprzątnęli szopę na siano. On sam, zgnębiony, czujący dzwonienie w uszach po niedawnem podnieceniu, bardzo nieszczęśliwy, zaczął łazić z kąta w kąt, nie znajdując zajęcia, którem mógłby rozprószyć swój smutek. Postrzygacze rozłożyli się ze swoją robotą w jednej z szop w kącie podwórza. Stanął przed nimi, żeby przypatrzeć się, jak pracują.
Było ich pięciu: chudzi i żółci, usiedli, przykucnąwszy, a wielkie, błyszczące nożyce migały tylko w ich rękach. Pasterz przynosił im owce związane za