Przejdź do zawartości

Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/451

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XX.

I gdyby stary ów Jan Czarnoleski
Z mogiły powstał: to by zrozumiał,       150
Myśląc że jakiś poemat niebieski,
Który mu w grobie nad lipami szumiał,
Słyszy, ubrany w dawny rym królewski,
Mową, którą sam przed wiekami umiał.
Potém by, cicho mżąc, rozważał w sobie,       155
Że nie zapomniał mowy polskiéj — w grobie.


XXI.

Więc nie mieszajcie mi się tu harfiarze,
Którym dziś klaska tłum! — precz mowo smętna
Co myślom własne odejmujesz twarze,
Dając im ciągłą łzę, lub ciągłe tętna;       650
Wolałbym słuchać morza na wiszarze
Jakiéj opoki; co wieków pamiętna,
W szumie, jakoby w nieskończonym rymie,
Odrzuca falom jedno — wielkie imie...


XXII.

Niż... moja Muzo stój... Od imion własnych       165
Wara! z téj strofy zrobiłabyś cmentarz.
Coś nakształt Danta tercetów niejasnych,
Do których trzeba dodawać komentarz.
Krytykę Dońców i Sławian prékrasnych
Zostawmy drugim. Lepiéj ją spamiętasz,       170
Gdy ich jak złota strzała Meleagra,
Przeszyje pióro Pana Michała Gra.....


XXIII.

Ej ty na szybkim koniu! Daléj wiecie...
Wieszcz wielki sobie zapytanie czyni,
A drugi mu wieszcz w przyległym powiecie       175
Odparł: Skąd powiedz wracają Litwini?
That is the question! Tu pytanie trzecie:
Komu ty jedziesz? jak mówią Żmudzini,
Które ja czynię, naśladując metra
Galop w połowie pierwszéj hexametra.       180