Przejdź do zawartości

Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/401

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
LXXXIV.

Ale posłuszna w krwi zmoczyła pióro,       665
Potém spójrzała i dreszcz ją przeniknął. —
„Wezwawszy Bogów na świadki — pisz córo! —
Których bogdajby wzroku nie uniknął
Ów czyn nieszczęsny i haniebny... juro!...“
Tu karmelita xiądz powstawszy krzyknął:       670
„Ja exorcyzmem te szatany zwalczę...
Co ty krwią każesz pasać bałwochwalcze?


LXXXXV.

„A ty panienko grzech ściągasz na duszę
Pisząc bluźnierstwa takie krwią człowieka.
Ja was tu jednym znakiem krzyża skruszę,       675
I na tém miejscu krwi popłynie rzeka
Gdzie stoję, a te góry palcem ruszę
I na Moskali pójdą! — Kto tu szczeka?
Kto tu urąga się z Bożego Ducha?
Kto tutaj słysząc nie słyszy i słucha?       680


LXXXVI.

„Zaprawdę mówię ci Panie Starosto,
Że masz na oczach bielmo i ślepotę.
I powiem ci tu bez ogródek — prosto,
Że prosto idziesz w piekielną ciemnotę,
Za to cię Pan Bóg chciał ukarać chłostą,       685
I gdyby nie ja; te komnaty złote
Byłyby dzisiaj twoją krwią zwalane,
I purpurowe i w ogień odziane.“


LXXXVII.

„Czy nie wiesz o tém? że na Ukrainie
Zaczęła się rzeź i szlachty wyrznięcie?       690
Pod święconemi nożami krew płynie;
Pop otwiera pierś, a chłop daje cięcie
W bijące serce. Cały naród ginie
Jak w zapalonym przez Boga okręcie;
A ty że byłeś jak miecz obosieczny       695
Ale bezczynny: sądzisz żeś bezpieczny!