Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/393

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
LII.

Wstrzymał się — powiódł okiem po Staroście
Zmarszczył się... i rzekł: „dla Kozaka Sawy,       410
Który się bije z chłopami na moście,
Wypuścić racę nad zamkiem Ladawy,
Wy się tu proszę bracia nie panoszcie
Rabunkiem, zamek się nie poddał krwawy;
Ale wielmożny dziedzic sam to czuje,       415
Że opór próżny — więc kapituluje.“ —


LIII.

— Na to Starosta krzyknął „protestuję
Przeciwko zdradzie haniebnéj waszmościów
Jako Rzymianin z zamku ustępuję.
Mieć nie będziecie nawet moich kościów.“ —       420
Tu mi czytelnik zapewne daruje
Trochę w téj mowie niegramatycznościów;
Lub niechaj raczy ze mną na spoczynek
Do xiężycowych wrócić Anielinek.


LIV.

O! tam poezya gotowa — Romeo!       425
Pożycz mi twoich słów rozpłomienionych.
Zresztą już Ursę mam z Kassyopeą,
Mam xiężyc i mam dwoje serc pęknionych,
I Philomelę co tak jak J. B. O.
Ów Londyńczyków słowik zapalonych,       430
Śpiewa dla chcących spać arystokratów,
Tak że go wszyscy dają do stu katów.


LV.

O! tam poezya. — Gdyby tylko na to
Aby się żegnać, warto brać amanty.
Czuliście kiedy tę łzę lodowatą       435
Przy pożegnaniu, ciężką jak brylanty?
Te słowa, „pójdę i skonam za kratą!“
Czyście słyszeli te słodkie kuranty
Grane przez wszystkie pozytywki żywe,
A jednak — przysiągłbym że niefałszywe:       440