Przejdź do zawartości

Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/394

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
LVI.

Czyście żegnali? klęczeli? włos rwali?
Tracili ducha? wymowę? kolory?
Pugilares z paszportem? i t. d.
Czy przysięgaliście jako upiory
Wrócić po śmierci przy xiężycu biali?       445
Łopotać w okno czarne skrzydłem zmory?
Kochankę swoją w noc poślubną napaść
Unieść na koniu, i w ziemię się zapaść?


LVII.

Czy wam pozwolił potém los nie wrócić?
Zachować smutku wrażenie niestarte,       450
I całe życie się przeszłością smucić;
Odwiedzać morza, ludy, Egipt, Spartę,
A zawsze: — „ona teraz musi nucić!
Teraz na xiężyc oczy ma otwarte!“ —
Ach takem ja śnił — lecz na piramidzie,       455
Tfu! — odebrałem list że zamąż idzie.


LVIII.

To mię cokolwiek zmięszało — nie bardzo —
Ale cokolwiek zmięszało, Bóg świadkiem! —
Są ludzie którzy wtenczas klną i gardzą,
Lecz ja to smutnym nazywam wypadkiem.       460
Takich dwa: — a me serce tak zatwardzą,
Że niezabudką już, ani bławatkiem
Nie da się nigdy wyprowadzić w pole,
Chyba mi posag położą na stole.


LIX.

Ha, takem zgorzkniał, że nawet nie trącę       465
W téj pieśni, smutnéj lutni pożegnania.
Szeptali długo jak wierzby płaczące,
Gołębie słychać tam było gruchania,
Łzy zimne, usta zmywają gorące,
Słychać serc bicia, płacze, słowa, łkania,       470
Już się rozeszli — rzecz skończona — Horror!
Miłość, przechodzi już w pamiątek kolor...