Lecz do powieści. — Więc na progu stała
Panna Aniela, prosta, dumna, czysta, 570
Dla zalotników zwyczajnych jak skała;
Z czego kochanek wybrany korzysta.
Albowiem nigdy nie kokietowała
Dla tego tylko, aby mieć ze trzysta
Kornych kochanków pod wachlarza trzonkiem, 575
Z których by żaden nie chciał być małżonkiem.
Lecz u Polaków tak! — Ciągną jak słomki
Za oczkiem jakiéj Marysi lub Wandy,
Która im różne rozdaje przydomki,
A wiosną listkiem cyprysu, lewandy 580
Z niemi w zielone gra; lub wiąże słomki;
Lub wędkę rzuca w te rybek girlandy,
Które za każdym wody pluskiem płyną.
Skosztują — haczek obaczą — i miną.
Lecz u Polaków tak — widziałem całe 585
Przy jednéj Pannie gimnazja, licea;
Ta miała często rączęta nie białe.
A złość tak wielką w sercu jak Medea,
A zaś korzyści z tych miłości małe,
I małe bardzo na późniéj trofea. 590
Rozdały wiele włosów, łez, podwiązek:
Żadna nie weszła stąd w małżeński związek.
A stąd przestroga, że takie zbiorowe
Miłoście, nic są w miłości nie warte;
Że lepiéj serce zawrócić niż głowę; 595
Serca w miłości bowiem są uparte,
Choć głowy stokroć bardziéj romansowe,
I stokroć bardziéj ogniście zażarte;
I często widząc że na świecie źle tym,
Z rospaczy kończą tak, jak Werter w Götym. 600