Przejdź do zawartości

Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/371

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
LXIV.

Poznał ją rycerz i za tę czerwoną       505
Za tę Ibisa rękę wnet uścisnął.
„Więc ty Irydą jesteś a Junoną
Jest twoja Pani? Teraz obłok prysnął!
Ach widzę jaką miałem myśl szaloną!
I cobym zrobił gdybym szablą świsnął       510
I odciął ci tę rękę Diwo stara.
Drugi raz nie graj w djabła i w Tatara.“


LXV.

Tak mówiąc za swą Diwą szedł z pośpiechem,
I ze skał wyszli na łąkę zieloną;
Na którą xiężyc spoglądał z uśmiechem       515
Widząc tysiącznych róż otwarte łono.
Chata nakryta prostéj słomy wiechem,
Scieniona lipy ogromnéj koroną,
Stała na łące, w najciemniéjszéj głębi,
Z girlandą śpiących wokoło gołębi.       520


LXVI.

Z drżeniem za Diwą szedł Beniowski młody,
Prowadząc konia co się wyrwał z dłoni
I poszedł zwolna, parskając, do wody —
Ta wyglądała z pod białych jabłoni,
Szarfą xiężyca, błękitem pogody —       525
Za nim koń drugi poszedł rżąc — a oni
To jest, nie konie, lecz nasz rycerz z Diwą
Weszli w lepiankę pochyłą i krzywą.


LXVII.

Staruszek, Diwy mąż, poświecił w sieni,
I drzwi otworzył od Panny pokoju.       530
Na progu stała jakby smętna xieni
Panna Aniela cała w białym stroju;
Z dyamentowych zaś miesiąc pierścieni
Podobny do gwiazd migających roju,
Błyskał na kruczych włosach rozwiniętych,       535
Właśnie jakoby złote światło Świętych.