Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/362

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
XXVIII.

Ci Woźni są to krytycy — Kollego,
Byłżeś w Arkadii téj gdzie jezuici
Są barankami? — pasą się — i strzegą
Psów; i tém żyją, co ząb ich uchwyci       220
Na pięcie wieszcza. Kraina niczego!
Pełna wężowych ślin, pajęczych nici,
I krwi zepsutéj — Niebieska kraina,
Co za pieniądze Bab — truć nas zaczyna.


XXIX.

O! Polsko! jeśli ty masz zostać młodą       225
I taką jak ta być co dzisiaj żyje?!
I być ochrzczona tą przeklętą wodą,
Któréj pies nie chce, wąż nawet nie pije,
Jeśli masz z twoją rycerską urodą
Iść między ludy jak wąż, co się wije;       230
Jeśli masz zrównać się z podstępnym Włochem:
Zostań czém jesteś — ludzi wielkich prochem!


XXX.

Ale to próżna dla ciebie przestroga!
Ciebie anieli niebiescy ostrzegą
O każdéj czarze — czy to w niéj przez wroga       235
Czyli przez węża i pająka swego
Wlane są jady — Jesteś córką Boga,
I siostrą jesteś Ukrzyżowanego.
Ciebie się żadna trucizna nie imie —
Krzyż twym Papieżem jest — twa zguba w Rzymie!       240


XXXI.

Tam są legjony zjadliwe robactwa:
Czy będziesz czekać aż twój łańcuch zjedzą?
Czy ty rozwiniesz twoje mściwe bractwa
Czekając na tych co pod tronem siedzą,
I krwią handlują, i duszą biedactwa,       245
I sami tylko o swém kłamstwie wiedzą;
I swym bezkrewnym wyszydzają palcem
Człeka, co nie jest trupem — lub padalcem.