Przejdź do zawartości

Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/359

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
XVI.

Zamek jego stał nad rzeczką Ladawą
Na skale — a pod skałą staw był wielki.
W tym stawie widać było twarz jaskrawą
Słońca, i białe łabędzie Anielki,
Grobelka z młyńską u końca zastawą,       125
Za groblą kościół Panny Zbawicielki
Z trzema wieżami baniastymi w złocie;
I chat okienka niby oczy kocie.


XVII.

Wszystko to było dziwnie piękne, cudne!
Zwłaszcza że szlachcic, wielki oryginał,       130
Góry uczynił do przebycia trudne,
Wężowe w skałach ścieżki powycinał,
I między róże, co rosły odludne,
Postawiał golce Rzymskie. — Ten puginał
W ręku swym trzymał i twarz miał brodatą —       135
Skąd łatwo było poznać że to Kato.


XVIII.

Apollo w morzu zostawił koszulę,
I na Starosty górach stał bez listka.
Daléj w egipskich katakombach, ule;
Daléj posągi, którym koniec świstka       140
Wyłaził z gęby i przemawiał czule
Do Pana zamku jak do Antychrystka...
Albowiem wszystkie te pomysły pańskie
Nie katolickie były — lecz pogańskie.


XIX.

W ogrodzie stała jakaś larwa niema.       145
Czarna, ogromna, rozrosła szeroko,
Był to krzesany dąb na Polifema.
Jedno w koronie miał wybite oko,
A tyle widział nieba, co obiema,
I nad sadzawką coś dumał głęboko,       150
Patrząc tém jedném okiem w ciemną wodę,
Na deszcz miał czarny wzrok, jasny w pogodę.