Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A djabeł do mnie — uważ jaka zdrada!
Djabeł powiedział mi: niechaj pan siada.
Siadam; i daléj po zakrętach góry
Galopowały zielone jaszczury.
To po kamieniach, to się we krwi ślizga,       1125
To ognistemi wóz falami bryzga.
A ja choć czujny jak zając na zdradę
Haniebny zwyczaj mam chrapać gdy jadę,
Więc senna głowa na piersi mi spadła,
I śpię — i dusza ze mnie się wykradła,       1130
I poleciała sobie w lata młode
Pod jakieś wierzby, co płaczą na wodę,
Nad jakieś wody co się całe śmieją
Gdy róże xiężyc poranny zaleją.
Widzę małego Dantyszka psotnika,       1135
Jak tam gołębia wypuszcza wabika;
A ptak powraca drugim lasu brzegiem,
I obsypuje mię gołębi śniegiem;
A choć to kradzież, to jako anieli
Myłem się w ptaszków pokradzionych bieli;       1140
I różany się chłopczyk śmiałem ładnie,
Jak ten co narcys aniołom ukradnie.
Senny, gołębic owiany szelestem
Budzę się — Jezu Maryo! gdzież jestem?
Cwałują węże w ognistéj hołobli,       1145
Po błotném polu, po okropnéj grobli.
Jako kamienie obmyte na rosie,
Po obu stronach trupie głowy skrzą się;
Rzecz godna dziwu, że z twarzycą krwawą
Był trup na lewo, a biały na prawo.       1150
I tak w kałużach smętnych utopieni,
Trupowie biali, trupowie czerwieni;
Wszystko się kręci w oczach i przestrasza,
Już chcę wyskoczyć, chwytam się pałasza:
A mój przewodnik: jakie masz rachuby       1155
Spytał: śród sejmu grząść? czy między kluby?
Jezu! krzyknąłem: więc tu ich jak liści?
A to posłowie są? a to — klubiści?
A za cóż ty ich Boże tak potopił? —
Nic nie rzekł djabeł, ale węże skropił,       1160