Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T3.djvu/019

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

To los mój senne królestwa posiadać,
Nieme mieć harfy i słuchaczów głuchych
Albo umarłych — i tak pełny wstrętu...
Na koń! chcę słońca i wichru, i tententu.


X.

Na koń! — Tu łożem suchego potoku,        55
Gdzie zamiast wody, płynie laur różowy;
Ze łzą i z wielką błyskawicą w oku
Jakby mię wicher gnał błyskawicowy
Lecę, a koń się na powietrzu kładnie —
Jeśli napotka grób rycerzy — padnie.        60


XI.

Na Termopilach? — Nie, na Cheronei
Trzeba się memu załamać koniowi,
Bo jestem z kraju gdzie widmo nadziei
Dla małowiernyeh serc podobne snowi.
Więc jeśli koń mój w biegu się przestraszy,        65
To téj mogiły — co równa jest — naszéj.


XII.

Mnie od mogiły termopilskiéj gotów
Odgonić legion umarłych Spartanów;
Bo jestem z kraju smutnego Ilotów,
Z kraju — gdzie rospacz nie sypie kurhanów,        70
Z kraju — gdzie zawsze po dniach nieszczęśliwych
Zostaje smutne pół — rycerzy — żywych.


XIII.

Na Termopilach ja się nie odważę
Osadzić konia w wąwozowym szlaku,
Bo tam być muszą tak patrzące twarze,        75
Że serce skruszy wstyd — w każdym Polaku.
Ja tam nie będę stał przed Grecyj duchem —
Nie — pierwéj skonam: niż tam iść — z łańcuchem.


XIV.

Na Termopilach — jakąbym zdał sprawę?
Gdyby stanęli męże nad mogiłą?        80