Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/347

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Odmiennie czuli. Dziecko z czarnémi oczyma
Młodsze wiekiem, natchnieniom dało myśl skrzydlatą,
I wypadkami myśli żyło w siódmém niebie.
Młodszy marzenia stroił czarnoxięską szatą,
       110 A potém, silną wolą, rzucał je przed siebie,
I stawały — i widział przed sobą obrazy,
Od których się odłamał zimniejszym rozumem:
Więc przeczuł że marzeniom da kiedyś wyrazy,
Że się zapozna myślą, z myślnym ludzi tłumem.
       115 Przed sobą miał krainę duchów do zdobycia.
Jego towarzysz, większy nauką i laty,
Nigdy od krain myśli nie odłamał życia;
Sprzągł razem i powiązał dwa niezgodne światy.
I nieraz go śmiéch ludzi, śmiéch, co czucia głuszy,
       120 Budził — i rzeczywistość zimna rostrącała.
Jako posągom nieraz braknie w rysach duszy,
Posągom jego myśli brakowało ciała.
Dusza jak w kryształowém zamknięta przezroczu
Patrzała na świat dzikiém obłąkaniem oczu,
       125 Niezupełności wrażeń łamana katuszą.

Nieraz te dzieci, myślą dwoistą i duszą
Składali jedne, piękne całością obrazy.
W dnie wiosenne, przy ścieżce piaskowéj, na kwiatach,
Gdzie nad niémi różowe rozkwitały ślazy,
       130 Gdzie wisznie jak dziewice, w białych wiosny szatach,
Między zarumienione kryły się jabłonie;
Tam wzajem na ramionach opierając skronie,
Zamieniali słowami uczucia wzajemne.
Oni marzeniem xięgi rozumieli ciemne
       135 Nie rozumiejąc myślą. Z dziecinnego piasku
Na xięgach Swedenburga budowali gmachy,
Pełne głosów anielskich, szaleństwa i blasku,
Niebu Tytanowémi grożące zamachy.

Przez tworów państwa snuli myślą dwa łańcuchy,
       140 W światło zbite u góry, w ciemność spodem zlane;
Tych ogniwa jak szczeble wschodów połamane
Wiodą w światło idące albo w ciemność duchy,
I świat tworów w dwa takie rozłamany ruchy