Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

       190 O nie! to Tatar miga od stali,
Jak wiatr stepowy,
Jak wąż piersiami
Trawy rozcina;
Między kwiatami
       195 Złotem połyska.
I łuk napina,
I strzały ciska,
I rohatyny kolczate miota.
Dziwi kozaków ta zbroja złota,
       200 Musi to jakiś być wódz Tatarów? —
Puścić ogary: — jeden z ogarów
Już go dościga, — ha! zobaczycie!
Ogar to stary, dobrze się sprawi,
Wskoczy na piersi — i w strasznéj męce
       205 Wydrze mu życie,
Zgniecie, zadławi. —
Już go doścignął — rzecz niespodziana!
Skacze na piersi, liże mu ręce,
U stóp się kładzie — wyje, skowyczy:
       210 Wszak to jest ogar! — ogar hetmana!
Piérwszy z ogarów! tak sławny w Siczy!
Nieraz Tatara wytropił w jarze,
A dzisiaj nalazł pana w Tatarze.

Wróciła nazad psiarnia zagnana,
       215 A Tatar leci i trawy łamie.
Patrzcie! — i sokół siadł mu na ramie
O dziwy! dziwy! sokół hetmana!
Siadł na ramieniu, nastrzępia pióra,
Zda się że skrzydłem nagli go w biegu.
       220 W łowców szeregu
Okrzyk dokoła;
Strzał lekkich chmura
Ściga Tatara;

I jedna w piersi trafia ogara,
       225 Druga pod skrzydło trafia sokoła,
Trzecia Tatara w czoło drasnęła. —
Czy krew płynęła? — czy łza płynęła?