Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pan Brzeżan lubi żyć w królewskim dworze,
Co ma król polski i szlachcic miéć może.

Posadzki wzorem włoskim marmurowe,
Na ścianach srébrem tkane adamaszki;
       65 Gęsto się lampy lśnią alabastrowe,
Z srebrnych sadzawek, niby dla igraszki
Wytryska woda, tchnąca wonią róży,
I nazad dészczem brylantowym spada.
Dwóch karłów wiernie na skinienie służy,
       70 W oczy się patrzy i chęci odgada,
Ani się kiedy śmié odezwać słowy,
Spodlonym tworom Bóg odmówił mowy.

Pan Brzeżan huczne wydaje biesiady.
Oto go łatwo rozeznać za stołem,
       75 W złocistéj szacie, ale bardzo blady:
Wydaje troski zachmurzoném czołem.
Może biesiada cierpienia ukoi?
Już od tygodnia szlachtę sprasza, poi.

Dzisiaj na czole pozbył zwykłéj dumy.
       80 Już raz dziesiąty zagrzmiały wiwaty,
Wesołéj szlachty ozwały się tłumy,
Wesołym gwarem zabrzmiały komnaty;
Już wino słabsze zwycięża rozumy,
Dość jednéj iskry, wnet ogień wybucha.
       85 Pan Brzeżan mówi — Szlachta wstaje, słucha.

„Bracia na chwilę uciszcie te gwary,
Słuchajcie pilnie — a ja w krótkiém słowie
Wyjawię powód, wyłożę zamiary,
A potém każdy swe zdanie wypowie.

       90 „Słuchajcie! szlachcic obraził mię podły,
Szedłem do króla, nie błagałem łaski.
Wnet sprawę długie indukta wywiodły;
I jam był winien! winien był Sieniawski!
I oko w oko, przed króla obliczem.
       95 Widziałem wroga, nie próżno przychodził;