Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ów pałac zmarłych z uczuciem przestrachu;
Bo ja sam byłem jak umarły w gmachu,
A oni żyli... Nie zajrzałem w urny,
Wybiegłem — więcéj nie wchodzę w te ściany...
       30 Ale samotny wracam dziś i codzień,
W dziedziniec głazem grobów brukowany,
Po których stąpa niemyślny przychodzień...
Ci co posnęli w tych grobach dokoła,
Walczyli nędzni z niezdolności wrogiem;
       35 Dążyli spiesznie do progów kościoła
I umiérając, kładli się przed progiem.

Z dziką roskoszą napis mniéj widomy,
Niszczę do reszty śladem mojéj stopy.
I czuję roskosz, gdy mój cień znikomy
       40 Grobowi gmachu nie dopuści cienia.
Szaleni! dążyć pod świątyni stropy?
Nie mając w duszy wrącego płomienia.

Posępny — siądę na odłamie głazu.
Smutna się powieść w pamięci rozwija.
       45 Czytałem w xięgach — a godło obrazu
Było „kraj zdradził, lecz zdrada zabija.”

W kronikach znajdziesz powieści osnowę,
Z kronik czerpane rysy i kolory.
Już Zygmunt August w grobie złożył głowę,
       50 Na tronie zasiadł król Stefan Batory.
Ciężkie dla szlachty były rządy nowe,
Część po wsiach własne zamieszkała dwory.
Co było w kraju? nie skréślę do razu,
Jeden cień tylko maluję obrazu.

       55 Pan Brzeżan w cudnéj mieszka okolicy.
Zamek objęła rzeka w dwa ramiona,
Nad bramą klasztor, w murach zakonnicy,
Daléj kaplica blachą powleczona.
W komnatach żadnéj nie ujrzysz różnicy:
       60 Od złotych komnat, gdzie mieszkała Bona.