Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T1.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I.
WYPRAWA NOCNA.

Oto się ciemne xięgarnie otwarły,
Tu źródła bogactw w zapylonéj ramie.
Czytam... Jak dziko ten język umarły
Pod piórem w kształty nieżywe się łamie.
       5 Język i gorszy przesąd zakonnika,
Jak rdzawa klamra myśl xięgi zamyka.
Czy tu wygrzebiesz dzieła Giedyminów?
Czy głos Zygmuntów, jak echo daleki?
Są to jak Sfinxy, te ubiegłe wieki,
       10 Mówią zagadką dziś ciemną dla synów.
Znaduję słowa: „kraj nasz dosiągł szczytu,
Chylić się musiał”. — precz z myślą szatana!
Pamięć w dalekich wiekach obłąkana
Niech spocznie... Okno klasztoru otworzę...
       15 O! jak spokojne otchłanie błękitu,
Tam zdala płynie złote kłosów morze,
A tu klasztoru szumią ciemne lipy;
Myśl rozwesela daleki szmer lasów.
Gdy pogrzebałem pamięć dawnych czasów,
       20 Jestem wesoły, jak biesiadnik stypy.

Snem jest ów obraz. Umysł się najgrawa
Z nieszczęść obecnych, bezwładny — bez steru.
Gdzież jestem? Oto! mury Westminsteru,
Tam Izba Parów, tu Tamiza mgława
       25 Połyska słońcem. Przebiegałem chmurny