Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A potem wpatrując się w mą w sposób podwajający zmieszanie wicehrabinej.
— Znam go? — spytała.
— Zdaje mi się, żeś go Wasza książęca mość widziała kilka razy.
— Nie potrzebuję się pytać, czy młody?
— Dwadzieścia osiem lat.
— Czy dobrze urodzony?
— Jest szlachcicem.
— Czy waleczny?
— Opinja jego ustalona.
— Czy bogaty?
— Ależ ja nią jestem.
— Tak jest, moja mała, jesteś bogatą i to nie wyszło z naszej pamięci. Jesteś najbogatszym panem w naszej parafji i z rozkoszą powtarzamy, że w prowadzonej przez nas wojnie, luidory pani de Cambes i srebrne talary jej włościan, nieraz wybawiły nas z kłopotu.
— Wasza książęca mość zaszczyt mi czynisz, wspominając o mojem dla niej poświęceniu.
— No, dobrze, zrobimy go pułkownikiem naszej armji jeżeli jest kapitanem, a generałem, jeżeli jest pułkownikiem, bo spodziewam się, że jest w liczbie naszych wiernych?
— Znajdował się w Lens — odpowiedziała Klara, z całą przebiegłością, jakiej od pewnego czasu nauczyła się w sprawach dyplomatycznych.
— To wybornie! przystaje mi tylko dowiedzieć się jednej jeszcze rzeczy.
— Jakiej, pani?
— Nazwiska szczęśliwego szlachcica, który już posiada serce, a wkrótce posiadać będzie i rękę najpiękniejszej rycerki mojej armji.
Klara zmuszona do ostateczności, zbierała całą odwagę na wymienienie nazwiska barona de Canolles.
Wtem rozległ się po dziedzińcu nagły tętent galopu, towarzyszący głuchemu szmerowi wielkiej liczby głosów zapowiadającemu ważne nowiny. Księżna, słysząc ten hałas, postąpiła ku oknu.
Posłaniec kurzem i potem oblany, zeskoczył z konia a otoczony zgrają ciekawych, zdawał się udzielać nowin, które coraz więcej smutku rozsiewały.