Strona:PL Dumas - Wojna kobieca.pdf/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zawołać mi natychmiast samego Biscarrosa — rzekł książę ze złością.
— O! sądzę — spiesznie wtrąciła Nanona, — że Canolles dowiedział się, iż tu będziesz, i nie chciał ci przeszkadzać. Biedny baron, jest tak bojaźliwym!
— On, bojaźliwym!... — zawołał książę — zdaje mi się jednak, że nie taką ma o sobie opinję...
— Nie, pani — rzekła służąca — pan baron w istocie odjechał.
— Lecz — zapytał d‘Epernion — jak to być może, aby baron mnie się obawiał, kiedy Franczyneta otrzymała polecenie zaproszenia go od ciebie nic o mnie nie wspominając. Musiałaś mówić mu, że ja tu jestem?... No, odpowiadaj, Franczyneto.
— Nic nie mogłam mu powiedzieć, Mości książę, gdyż go nie widziałam.
Pomimo odpowiedzi Franczynety, wyrzeczonej ze szczerością i prawdą, książę zdawał się odzyskiwać nieufność.
Nanona z radości nic mówić nie mogła.
— Czy mam iść po oberżystę? — zapytała Franczyneta.
— Natychmiast — odrzekł książę grubym głosem — albo lepiej zaczekaj. Pozostań tu, możesz być potrzebną swej pani, tam zaś poszlę Courtauvaux.
Franczyneta wyszła. W pięć minut potem, Courtauvaux zapukał do drzwi.
— Idź do właściciela oberży pod „Złotem cielęciem“ — rzekł książę — i przyprowadź go tutaj, muszę bowiem z nim pomówić. Powiedz mu, żeby przyniósł kartę potraw, przygotowanych na śniadanie. Daj mu dziesięć luidorów, a nich tylko śniadanie będzie dobre. No, idź i spiesz się...
Courtauvaux, służąc zawsze w znacznych domach, znał doskonale swe rzemiosło. Przyszedłszy do Biscarrosa, rzekł mu:
— Namówiłem mego pana, aby obstalował u ciebie śniadanie, pan dał mi osiem luidorów, naturalnie, zostawię sobie dwa za poselstwo, a resztujące sześć oddaję tobie. No, chodź ze mną zaraz.
Biscarros, drżał z radości, przypasał czysty fartuch, włożył do kieszeni sześć luidorów i ścisnąwszy Courtauvaux za rękę, udał się z nim do samotnego domku.