Strona:PL Dumas - Wojna kobieca.pdf/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ VII.

Nanona już się teraz nie obawiała, śmiałość Franczynety dodała jej odwagi, wielką nawet miała chęć porozmawiać z oberżystą.
W tej chwili wszedł on właśnie do pokoju, zakasawszy fartuch za pas i trzymając czapkę w ręku.
— Wczoraj zatrzymał się u ciebie młody szlachcic, baron de Canolles, nieprawdaż? — spytała Nanona.
— Gdzie on jest? — dodał książę.
Biscarros zaczął być niespokojnym, gdyż sześć luidorów dane mu przez Strzelca, kazały się domyślać, że ma do czynienia ze znakomitą osobą. Z początku więc odpowiadał z pomieszaniem.
— Odjechał, panie.
— Odjechał — powtórzył książę — czy istotnie odjechał?...
— Istotnie.
— A — gdzież? — zapytała Nanona.
— Tego powiedzieć nie mogę, gdyż doprawdy sam nie wiem.
— Lecz może wiesz przynajmniej którą drogą pojechał?
— Paryską.
— O której wyjechał godzinie?... — zapytał książę.
— Około północy.
— I nic ci — nie powiedział?... — bojaźliwie zapytała Nanona.
— Nic, tylko zostawił list, który kazał oddać pannie Franczynecie.
— A dlaczegożeś łotrze nie oddał listu?... — rzekł książę. — Czy to tak szanujesz rozkazy szlachcica.
— Już go oddałem pannie...
— Franczyneto! — zawołał książę.