Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dziej zajmujące od czytania bibuły, nad którą pana zastałem przed godziną.
— Dalibóg nie, ojcze Courtin — odparł młodzieniec — wolę moje książki, niż waszą strzelbę.
— Może pan ma słuszność, panie Michel — odpowiedział Courtin, a po twarzy jego przemknęła się chmura niezadowolenia — gdyby nieboszczyk ojciec pański myślał, jak pan, możeby lepiej na tem wyszedł; ale mniejsza o to; gdybym mógł, gdybym nie był nędzarzem, zmuszonym pracować dwanaście godzin na dwadzieścia cztery, nie spędzałbym nocy swoich na polowaniu.
— A więc, nie przestajecie czatować na zwierzynę, Courtin’ie? — spytał młodzieniec.
— Tak, panie Michel, od czasu do czasu, dla rozrywki.
— Wpadniecie jeszcze w ręce żandarmów!
— Ech! ci pańscy żandarmi to leniuchy, zapóźno wstają, żeby mnie schwytać.
Poczem twarz jego przybrała ten wyraz sprytu, który zazwyczaj usiłował ukryć.
— Mądrzejszy ja od nich, pianie Michel — dodał — niema dwóch Courtin’ów w całym kraju; gdybym został gajowym, jak Jan Oullier, przestałbym być kłusownikiem.
Ale pan Michel nie odpowiedział na tę propozycyę pośrednią, a ponieważ nie wiedział kto zacz Jan Oullier, przeto pominął zupełnie słowa chłopa.
— Oto wasza strzelba, Courtin’ie — rzekł, podając mu broń. — Dziękuję wam, żeście mi się z nią zaofiarowali, chęci wasze były dobre i nie wasza to wina, jeśli polowanie nie jest dla mnie taką rozrywką, jak dla innych.
— Trzeba jeszcze próbować, panie Michel, trzeba się w tem rozsmakować; najlepsze psy to te, które ukła-