Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ra stanowi szczególną właściwość Normandczyka. Cerę miał bardzo czerwoną, oko żywe, przenikliwe, śmiałość spojrzenia zaś zmniejszał a raczej ukrywał ustawicznem mruganiem; spodziewał się niewątpliwie, że w ten sposób zdoła nadać obliczu swemu wyraz głupoty albo przynajmniej dobroduszności, tłumiącej nieufność u interlokutora; ale usta drwiące, o kącikach silnie zarysowanych linią, idącą w górę, jak u starożytnego Pana, wykazywały, minio jego starań, właściwą istotę jego charakteru.
Jakkolwiek młodzieniec skierował swe kroki widocznie ku niemu, oracz nie zawiesił bynajmniej swojej pracy; wiedział, jakiego wysiłku użyć będą musiały jego konie, by powrócić do pracy przerwanej na tej ziemi ciężkiej i gliniastej podtrzymywał tedy dalej lemiesz, jak gdyby był sam, i dopiero na krańcu zagonu, skoro zawrócił ze swoim zaprzęgiem i ustawił odpowiednio narzędzie swoję, by nanowo zacząć pracę, wtedy dopiero, mówimy, okazał skłonność do rozpoczęcia rozmowy, gdy zwierzęta odpoczywały zdyszane.
— I cóż — odezwał się tonem niemal poufałym do przybysza — powiodło nam się polowanie, panie Michel?
Młodzieniec, nie odpowiadając, zdjął torbę z ramienia i upuścił ją u stóp chłopa. Ten zaś, poprzez gęstą tkaninę sieci dostrzegł żółtawą sierść zająca.
— Oho! — zawołał — kot! Jak na początek, wcale nieźle, panie Michel.
Poczem wydobył zwierzę z torby, obejrzał je okiem znawcy i zawołał:
— Tam do licha! wart trzy franki i dziesięć sousów, jak jeden grosz. Wie pan, panie Michel, że to byt śliczny strzał? i przekonał się pan zapewnie, że to bar-