Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/357

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Uf! — zawołał Petit-Pierre, osuwając się, skoro tylko odczuł, że nogi towarzysza opierają się o twardą ziemię. — Uf! musisz być zupełnie wyczerpany, połamany, kochany hrabio.
— Nie — odparł Bonneville — jestem tylko zadyszany.
— Ach, Boże! i nie mieć nic, żeby panu przywrócić siły, nawet żołnierskiej tykwy z wodą, nawet żebraczego kawałka chleba!
— Ba! — odparł hrabia — ja nie z żołądka czerpię siły...
— Powiedzże mi, kochany hrabio, skąd je czerpiesz; postaram się pójść za twoim przykładem.
— Czyżby Petit-Pierre był głodny?
— Przyznaję, że zjadłbym chętnie cośkolwiek.
— Niestety! — rzekł hrabia — teraz żałuję, że nie mam tego, o co przed chwilą jeszcze nie dbałem zupełnie.
Petit-Pierre zaczął się śmiać i, pragnąc dodać odwagi towarzyszowi, rzekł tonem żartobliwym.
— Bonneville, zawołaj kamerdynera, niech uprzedzi szambelana, żeby kazał służbie przynieść tu neseser podróżny. Z chęcią wielką zjadłbym kawałek bekasa, z tych, których krzyki słyszałem, wyruszając w drogę, pod naszemi nogami.
— Wasza królewska wysokość, już podane — odparł hrabia, przyklękając na jedno kolano, i podając na kapeluszu przedmiot, który Petit-Pierre pochwycił skwapliwie.
— Chleb! — krzyknął.
— Czarny chleb — odparł Bonnevile.
— W nocy nie widać, jakiego jest koloru.