Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/329

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— No, i co potem? — spytał.
— Potem, śród najbardziej zajmującej rozmowy waszej młodzieniec, którego nikt nie spodziewałby się spotkać w waszym obozie, przybył was uprzedzić, że wojsko idzie na zamek; wówczas pan, panie margrabio, zaproponował opór... niech pan nie przeczy, jestem tego pewien; ale niebawem przeważyło zdanie przeciwne. Córka pańska, ta brunetka...
— Berta.
— Panna Berta wzięła pochodnię, wyszła i wszyscy... z wyjątkiem pana, panie margrabio, który prawdopodobnie uznał za stosowne zająć się z góry nowymi gośćmi, jakich niebo panu zsyłało... wszyscy wyszli razem z nią. Minęła dziedziniec i skierowała się w stronę kaplicy; otworzyła drzwi, weszła pierwsza i udała się prosto do ołtarza. Nacisnęła sprężynę, ukrytą w lewej łapie baranka wyrzeźbionego na przedzie ołtarza, ale sprężyna, która prawdopodobnie od dawna już nie była poruszana, odmówiła posłuszeństwa; wówczas panna Berta wzięła dzwonek, służący do mszy, dzwonek z rączką drewnianą i przycisnęła go do stalowego guzika; ściana zachwiała się, drzwi ukryte odskoczyły i odsłoniły schody, prowadzące do podziemi. Panna Berta z rączką drewnianą i przycisnęła go do stalowego guzi dwom panom z tych, których prowadziła; następnie goście pańscy weszli do podziemi a panna Berta zamknęła za nimi drzwi ukryte i powróciła wraz z inną jeszcze osobą, która nie weszła niezwłocznie do zamku, lecz, przeciwnie, błądziła po parku. Co do zbiegów, ci, przybywszy na kraniec podziemi, prowadzących do ruin starego zamku, który stąd widać, z niejaką trudnością torowali sobie drogę śród głazów; jeden z nich upadł nawet: wreszcie zeszli do rowu. który otacza mury parkowe,