Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zu ich przyjaciół, gdybym mógł przypuścić, że zostałbym do obozu tego wpuszczony z kokardą, jaką noszę.
— Pochwały, jakie pan oddaje mojej szczerości — odrzekła Berta — i ta szczerość właśnie sprawia, że ośmielę się wyznać panu, iż barwy pańskie nie są barwami, które pragnę widzieć u moich przyjaciół; ale, jeśli pan istotnie radby posiąść ten tytuł, przyznam go panu generałowi chętnie, w nadziei, że nadejdzie dzień, w którym pan będzie mógł nosić moje barwy.
— Generale — odezwał się z kolei margrabia, drapiąc się w ucho — uwaga pańska, uczyniona przed chwilą, była zupełnie słuszna: jak, nie rozdrażniając ani pana, ani siebie, odpowiem na uprzejmy toast, na cześć córek moich przez pana wzniesiony? Czy pan ma żonę?
Generałowi zależało na tem, by wprawić margrabiego w zakłopotanie.
— Nie — odparł.
— Siostrę?
— Nie.
— Może matkę?...
— Tak — odrzekł generał, który, niby w zasadzce, tu czekał margrabiego — mam Francyę, naszą matkę wspólną.
— A więc, brawo! piję za pomyślność Francyi! i niechaj trwają dla niej te osiem wieków chwały i wielkości, jakie zawdzięcza swoim królom!
— I, pozwoli mi pan dodać — rzekł generał — to pół wieku wolności, jaką zawdzięcza swoim dzieciom.
— Jest to nietylko dodatek — odparł margrabia — ale także pewna odmiana.
Poczem, po chwili milczenia, dodał: