Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ność swoją żywymi ruchami — hrabia Bonneville mówimy, bez żadnego wstępu, rzekł do Ludwika Renaud’a:
— Kochany hrabio, znasz rozciągłość mojego pełnomocnictwa; czytałeś list jej królewskiej wysokości księżny pani i wiesz, że, chwilowo przynajmniej, jestem jej przedstawicielem tutaj... Jakie jest zdanie pana o położeniu?
— Zdanie swoje, kochany hrabio, wypowiedziałem dzisiaj rano, nie było ono może zupełnie takie, jak to, które teraz wypowiem tutaj; ale tutaj, gdzie wiem, że jestem śród gorących stronników księżny pani, mogę się odważyć powiedzieć całą prawdę.
— Tak, całą prawdę — rzekł Bonneville — bo całą prawdę przedewszystkiem musi wiedzieć księżna pani; a nie wątpisz chyba, hrabio kochany, że to, co powiesz mnie, to jakbyś powiedział jej samej.
— Otóż, mojem zdaniem nie należałoby nic zaczynać, przed przybyciem marszałka.
— Marszałka — odezwał się Petit-Pierre — a czyż nie jest w Nantes?
Ludwik Renaud, który dotąd nie zauważył jeszcze młodzieńca, zwrócił na niego oczy, słysząc te słowa, poczem ukłonił się i odpowiedział:
— Dzisiaj dopiero, powróciwszy do siebie, dowiedziałem się, że, na wieść o wypadkach na południu, marszałek opuścił Nantes, i że nikt nie wie, jaką wyruszył drogą i jakie powziął postanowienie.
Petit-Pierre tupnął nogą niecierpliwie.
— Ale przecież — zawołał — marszałek był duszą przedsięwzięcia! jego nieobecność zaszkodzi powstaniu, zmniejszy zaufanie żołnierzy. W jego nieobecności wszystkie prawa będą równe i rozbudzi się znów między przywódcami ta rywalizacya, która była taka fa-