Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nareszcie, o punkt ósmej, usłyszano pukanie trzykrotne, i poznano po sposobie pukania, że to jeden z wezwanych przywódców.
— A! — rzekł Petit-Pierre, dążąc żywo do drzwi.
Ale hrabia Bonneville powstrzymał go ruchem i uśmiechem, pełnym szacunku.
— Słusznie — rzekł młodzieniec i poszedł się ukryć w najciemniejszy kąt salonu.
W tejże samej chwili prawie przywódca wezwany ukazał się we framudze drzwi.
— Pan Ludwik Renaud — rzekł hrabia Bonneville tak głośno, żeby Petit-Pierre słyszał i mógł po pseudonimie poznać nazwisko właściwe.
Margrabia Souday pośpieszył ku Ludwikowi Renaud’owi, tem skwapliwiej, że poznał w tym młodzieńcu jednego z tych, którzy się oświadczali za powstaniem niezwłocznem.
— Proszę, proszę, kochany hrabio; przychodzisz pierwszy; to dobra wróżba.
— Jeśli przybywam pierwszy, kochany margrabio — odparł Ludwik Renaud — to nie dlatego, jestem pewien, że byłem gorliwszy od moich towarzyszów, ale dlatego, że, mieszkając bliżej, miałem krótszą drogę.
Kończąc te słowa, mówiący, jakkolwiek ubrany w prosty strój wieśniaka bretańskiego, złożył ukłon Bercie z taką swobodą arystokratyczną, z takim wdziękiem młodzieńczym i wytwornym, że te dwie zalety, zamieniając się na wady, byłyby mu bardzo zaszkodziły, gdyby był zmuszony zapożyczyć, choćby chwilowo, obejście i mowę kasty społecznej, od której pożyczył stroju.
Hrabia Bonneville, rozumiejąc dobrze niecierpliwość Petit-Pierre’a, który, ukryty w kącie, przypominał obec-