Strona:PL Dumas - W pałacu carów.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Pan wie, kim jestem? — oświadczył. — Jestem Gorgoli, komendant miasta Petersburga.
— Ma się rozumieć, że wiem, wasze prewoschoditielstwo!
— Potrzebuję natychmiast dwadzieścia pięć tysięcy rubli. Nie mogę po nie pojechać do domu, poznieważ drogę mi jest każda minuta! Niech mi pan da łaskawie tę kwotę, a jutro rano niech pan przyjdzie po odbiór.
— Wasze prewoschoditielstwo, — rzekł kupiec, któremu wielce pochlebił ten dowód zaufania ze strony komendanta miasta, — a może panu trzeba więcej?
— E... no, dobrze, niech pan da trzydzieści tysięcy.
— Z przyjemnością, wasze prewoschoditielstwo!
— Merci! sOczekuję pana jutro o dziesiątej w swym domu.
Otrzymawszy tę niebylejaką kwotę, oszust wsiadł do powozu, poczem udał się w kierunku Parku Letniego.
Nazajutrz, o oznaczonej godzinie, przybywa kupiec do Gorgolego, komendanta miasta, który wita go ze zwykłą uprzejmością i pyta, w jakiej sprawie przybywa do niego?
Pytanie to wprost oszołomiło kupca, który teraz dopiero spostrzegł różnicę w wyglądzie właściwego komendanta miasta, i zorjentował się w tem co go spotkało dzień przedtem.
— Wasze prechoditielstwo! — jęknął — ratunku! obrabowano mnie!
Tu opowiedział komendatowi miasta całą historję, której ofiarą padł. Gorgoli wysłuchał go uważnie. Gdy kupiec skończył, generał kazał podać mu powóz i ubrał się w swój szary szynel. Poczem kazał kupcowi jeszcze raz opowiedzieć całą historję