Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - W pałacu carów.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

po francusku, i ci tylko w wielkim trudem otrzymali posady!
— Może pan być zupełnie pod tym względem spokojnym, — odparłem — mam zupełnie inną profesję.
Jegomość siedzący vis a vis mnie, którego akcent zdradzał, że pochodzi z Bordeaux, usłyszawszy to, odezwał się:
— Ze swej strony muszę uprzedzić pana, monsieur, że jeśli pan handlujesz winem, to w tym mieście, jest to bardzo liche zajęcie, które może mu zapewnić chyba tylko... nadmiar wody do picia!
— Doprawdy? — zdziwiłem się. — Czyżby Rosjanie już zupełnie przerzucili się do piwa? A może zaprowadzili sobie własne winnice, gdzieś, dajmy na to, na Kamczatce?
— To bagatela! Gdyby tylko o to chodziło, to możnaby z nimi jeczcze konkurować; tu chodzi o co innego, a mianowicie: że rosjanie kupować to kupują, tylko nie płacą...
— Jestem panu niezmiernie wdzięczny, monsieur, za pańską informację. Ale jeśli chodzi o swój towar, to jestem przekonany, że nie zbankrutuję na nim. W każdym razie winem nie handluję.
Jakiś jegomość z ostrym akcentem z Lyonu, ubrany w niemiecki surdut z futrzanym kołnierzem, pomimo gorącego lata, wziął również udział w naszej rozmowie:
— Bądź co bądź, — zwróoił się do mnie, — radzę panu szczerze, jeśli pan handluje suknem i futrami, zachować najlepszy towar dla siebie samego ponieważ nie ma pan bardzo zdrowego wyglądu, a klimat tutejszy jest bardzo niebezpieczny dla chorych na piersi. W ciągu ubiegłej zimy zmarło tu piętnastu francuzów! Na to tylko chciałem zwrócić pańską uwagę...