Strona:PL Dumas - W pałacu carów.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Będę się mieć na ostrożności, monsieur, a ponieważ mniemam, że zostanę pańskim nabywcę, tedy spodziewam się, że odniesie się pan do mnie, jak do swojego rodaka...
— To się samo przez się rozumie! Ależ, z największą przyjemnością! Sam przecież jestem z Lyonu, z drugiej stolicy Francji, a pan wie, waturalnie, że my lyonczycy cieszymy się reputacją najuczciwszych ludzi... W takim razie, skoro pan nie hadluje ani suknem, ani futrami, to...
— Ach, czyż nie widzicie, moi panowie, że nasz kochany rodak nie życzy sobie wcale powiedzieć nam, kim jest, — odezwał się przez zęby jegomość z ukarbowaną szewelurą i mocno pachnący jaśminem, — alboż nie widzicie, powiadam, że on wcale nie chce wyjawić nam swej profesji?
— Gdybym miał szczęście posiadania takiej fryzury, jak pańska, monsieur — odparłem — i gdyby wydzielała ona taką subtelną woń, to czcigodne nasze towarzystwo, prawdopodobnie bynajmniej nie miałoby kłopotu z odgadnięciem, kim jestem.
— Co pan chce przez to powiedzieć, monsieur? — zawołał ufryzowany młodzieniec.
— Chcę powiedzieć, że jest pan fryzjerem.
— Łaskawy panie, pan, jak się zdaje, chcesz mnie obrazić!
— Alboż to obraza, jeśli się panu mówi, kim pan jesteś?
— Łaskawy panie, — ciągnął dalej zaperzony młodzieniec, podnosząc głos i wyjmując z kieszeni swój bilet wizytowy, — oto mój adres.
— Doskonale, — odparłem — ale kurczak panu wystygnie.
— Co, pan odmawia dania mi satysfakcji?
— Monsieur, pan chciałeś wiedzieć moją pro-