Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - W pałacu carów.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dopiero w komnacie ukazał się Pahlen, trzymając w ręce obnażoną szablę. Wierny swej podwójnej roli, wyczekał, aż wszystko zostanie spełnione, by módz nareszcie przyłączyć się do spiskowców... Ujrzawszy trupa Pawła, na którego Benningsen cisnął kołdrę, Pahlen zbladł, oparł się o drzwi i wypuścił z rąk szablę.
— Czas, panowie, iść, — odezwał się Benningsen, który tylko jeden ze wszystkich zachował w tym momencie zupełne panowanie nad sobą. — Musimy iść złożyć przysięgę nowemu imperatorowi Rosji!
— Tak, tak, — rozległo się ze wszech stron.
I spiskowcy zaczęli opuszczać komnatę, w której przed chwilą rozegrała się ta straszliwa tragedja.
Podczas tego imperatorowa, widząc, że nie może dostać się do komnaty Pawła przez przejście potajemne, cofnęła się, by innem przejściem dostać się do mężowskiej części pałacu. W jednej z sal spotkała Petrowskiego, porucznika pułku Siemionowskiego z 30 żołnierzami, będącymi pod jego komendą. Spełniając dany mu rozkaz, Petrowski zagrodził jej drogę.
— Przepraszam, — rzekł, — dalej nie mogę pani przepuścić.
— Alboż pan nie poznał mnie?! — spytała imperatorowa.
— Poznałem Waszą Cesarską Mość, ale właśnie — cesarzowej nie pozwolono mi przepuszczać.
— Kto rozkazał?
— Mój komendant pułku.
— I pan ośmielasz się wykonywać taki rozkaz?
Imperatorowa zwróciła się w stronę żołnierzy, ale ci skrzyżowali broń, zagradzając jej drogę.
Nagle w sali zjawili się spiskowcy, na czele z Benningsenem, wołając: „Niech żyje imperator Aleksander!”