Strona:PL Dumas - W pałacu carów.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— O, Boże, mój Boże! Aleksy! Co będzie z Aleksym!
Wszystko przemieniło się w chaos, którego niepodobna opisać. Statki zderzały się raz po raz z sobą i rozbijały. Szczątki ich pływały obok szczątków domów, mebli oraz trupów ludzi i zwierząt. Po wodzie płynęły trumny wymyte z mogił. Drewniany krzyż nagrobny, porwany na jakimś cmentarzu, zaniosła woda aż do Pałacu Zimowego!
Woda wciąż a wciąż przybywała, od dwunastu godzin! Teraz wszędzie partery domów były pozalewane, a w niektórych dzielnicach Petersburga woda wkraczała na pierwsze piętro. Pod wieczór wszakże, woda poczęła opadać, ponieważ wiatr zmienił swój kierunek i dął teraz od północy, skutkiem czego Newa mogła teraz pędzić swe wody do morza, które dotychczas było dla niej jakby murem. Gdyby ten wiatr zachodni trwał tak jeszcze ze dwanaście godzin to cały Petersburg ze swymi mieszkańcami zginąłby pod wodą, jak ongi ginęły w czasie potopów całe miasta!
Wieczorem łódź zatrzymała się koło naszego domu. Już zdaleka Luiza poczęła dawać radosne znaki żołnierzowi, który siedział w łodzi, i którego poznała po uniformie. Był to żołnierz z pułku kawalerji, ten sam, który przyniósł wiadomość o hrabi Aniennkowie.
Luiza natychmiast napisała do hrabiego kilka uspokajających słów o sobie. Ja również napisałem mu kilka słów od siebie, przyrzekając nie pozostawić Luizy bez opieki.
Woda wciąż opadała; wiatr dął po dawnemu od północy. Zeszliśmy z balkonu na pierwsze piętro. Musieliśmy tu spędzić noc, ponieważ na parter niepodobna było dostać się: parter był zalany, wszystko tam było zburzone, okna i drzwi połamane, a podłoga zarzucona szczątkami mebli.