Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— I cóż? — spytał Anglik, wskazując oczyma Alfreda de Barjolsa.
— Nie żyje — odparł sekundant.
— Czy postąpiłem, jak człowiek honorowy? — spytał go Roland, ocierając chustką pot, który, na wieść o śmierci przeciwnika, zalał mu nagle twarz.
— Najzupełniej — odparł pan de Valensolle — tylko pozwoli pan, że powiem: ma pan nieszczęśliwą rękę.
I, ukłoniwszy się z wyszukaną grzecznością Rolandowi i jego sekundantowi, powrócił do zwłok przyjaciel.
— A ty, milordzie, co powiesz? — spytał Roland.
— Powiem — odparł sir John jakby z przymusowym podziwem — że pan jest jednym z tych ludzi, którym boski Shakespeare każe mówić o sobie: „Niebezpieczeństwo i ja to dwa lwy, jednego dnia urodzone; ale ja jestem starszy“.


V.
Roland.

Powrót był milczący i smutny; rzekłbyś, iż wobec utraty możliwości śmierci zgasła cała wesołość Rolanda.
Katastrofa, której był sprawcą, mogła odgrywać pewną rolę w tym smutku; ale, śpieszmy dodać, że Roland na polu bitwy, zwłaszcza zaś podczas ostatniej wyprawy przeciw Arabom, zbyt często przeskakiwał konno przez wrogów, których położył trupem, by wraże-