Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/523

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wtem wszedł woźny, zbliżył się do przewodniczącego i coś mu powiedział po cichu.
Wśród zebranych zapanowało zaniepokojenie.
Każdy oglądał się na sąsiada z niepokojem. Jakieś przeczucia złe zatargały Amelią.
Żandarmi powstali, oskarżeni poszli za nimi i powrócili do celi.
I znowu przeszli koło Amelii.
Młodzi ludzie podali sobie dłonie. Dłoń Amelii była chłodna.
— Cokolwiek się stanie, dziękuję — rzekł, przechodząc, Karol.
Tymczasem przewodniczący wstał i przeszedł do sali narad.
Zastał kobietę zawoalowaną, która przed chwilą wysiadła z powozu i wprowadzona została do sądu, zanim mogła z kimkolwiek zamienić kilka słów.
— Pani — rzekł przewodniczący — przepraszam za ten brutalny nieco postępek, za to, żem na mocy przysługującego mi prawa sprowadził panią z Paryża. Ale tu chodzi o życie ludzkie.
— Niema mię pan za co przepraszać — odparła kobieta. — Oto jestem.
— Pani — zaczął przewodniczący. — Ja i sąd oceniliśmy uczucia wysokiej delikatności pani, które ją skłoniły w czasie konfrontacyi do niepoznania tego, który jej przyszedł z pomocą. Wówczas oskarżeni nie przyznawali się do wspólności z grabieżcami. Od tego czasu przyznali się do wszystkiego. Musimy jednak poznać tego, który okazał pani tyle względów, aby go polecić łasce pierwszego konsula.