Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/522

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kę, która chce być na sprawie. Poczciwy stróż więzienny nie poznał panny de Montrevel pod gęstym woalem i postawił je obie w korytarzu, którym mieli przechodzić podsądni do sali sądowej.
Usłyszały wkrótce szmer kroków; zabrzęczały szable żandarmów i drzwi się otwarły.
Wyszedł jeden żandarm. Potem drugi.
Saint-Hermine szedł pierwszy. W chwili, gdy przechodził:
— Karolu! — wyszeptała Amelia.
Więzień poznał głos; poczuł, że ktoś mu wsuwa papier do ręki.
Uścisnął dłoń ukochaną, wyszeptał imię Amelii i przeszedł.
Pozostali szli za nim, ale nie zauważyli, czy też udali, że nie widzą, dwu dziewczyn.
Żandarmi nic nie słyszeli i nie widzieli.
Znalazłszy się w jaśniejszem miejscu, Morgan rozwinął kartkę, która brzmiała:
„Bądź spokojny, Karolu. Jestem i będę twą wierną Amelią za życia i po śmierci. Wszystkom wyznała lordowi Tanlay’owi. Jest to człowiek najszlachetniejszy na ziemi. Dał mi słowo, że zerwie małżeństwo i na siebie weźmie odpowiedzialność za to. Kocham cię!“
Odczytawszy kartkę, Morgan pocałował ją i schował na sercu, potem spojrzał w kierunku korytarza.
Obie dziewczyny stały we drzwiach. Sądziły, że dzień ten będzie decydujący, o ile nie staną nowi świadkowie przeciw oskarżonym. Nie mogli być skazani dla braku dowodów.
Najlepsi adwokaci bronili oskarżonych.
Rozprawy miały się już kończyć.