Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/422

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w swem łóżku, Roland na jakimś materacu. Pewnie chrapią teraz.
— No to dobrej nocy im i nam.
W dziesięć minut potem obaj młodzi ludzie spali smacznie, jakgdyby nie wisiało nad nimi żadne niebezpieczeństwo.


III.
W oberży.

Tegoż dnia o szóstej rano jakiś jeździec na szkapie pocztowej, w towarzystwie pocztyliona, który miał odprowadzić konia z powrotem, wyjeżdżał z Bourgu drogą na Macon albo do Saint-Julien. Droga ta o milę od miasta rozchodziła się właśnie na dwie: jedna szła prosto do Saint-Julien, druga skręcała w lewo, do Macon.
Dojechawszy do tego punktu, jeździec chciał skręcić w lewo, do Macon, gdy wtem usłyszał głos, wychodzący, zdawało się, z pod wywróconego wozu i proszący o pomoc.
Jeździec kazał pocztylionowi zobaczyć, kto to był.
Jakiś ogrodnik leżał pod furą jarzyn. Prawdopodobnie chciał on podeprzeć wóz w chwili, gdy koła wjechały do rowu; wóz jednak przewrócił się, ale bez szwanku dla niego. Ogrodnik prosił tylko o pomoc przy podnoszeniu wozu.
Jeździec zlitował się nad bliźnim i sam nawet z nadzwyczajną silą pomagał pocztylionowi. Razem nietylko wydobyli wóz z rowu, ale nawet ustawili go na drodze.
Potem jeździec chciał pomódz człowiekowi, ale ten był zdrów i cały. Przytłuczone miał tylko trochę nogi.