Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/337

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Roland powiódł ostatni raz okiem po polu bitwy, westchnął i, rzucając pożegnanie Cadoudalowi, ruszył galopem przez pola, ku drodze wiodącej do Vannes, gdzie miał czekać na wóz z rannymi i jeńcami, których miał odstawić do generała Hatry’ego.
Cadoudal kazał dać każdemu ze swoich ludzi dukata sześcioliwrowego.
Roland nie mógł się powstrzymać od myśli, że wódz rojalistów był szczodry za pieniądze Dyrektoryatu, skierowane na Zachód przez Morgana i jego towarzyszów.


XIV.
Oświadczyny.

Roland, przybywszy do Paryża, przedewzystkiem złożył wizytę pierwszemu konsulowi; przynosił mu dwie nowiny o uspokojeniu Wandei i o zaciętszem niż kiedykolwiek powstaniu w Bretanii.
Bonaparte znał Rolanda; to też potrójna opowieść o zabójstwie Tomasza Millière’a, o sądzie biskupa Audrein’a i o bitwie pod Grandchamp, wywarła na nim głębokie wrażenie; zresztą w opowiadaniu młodzieńca była ponura rozpacz, która tchnęła szczerą prawdą.
Roland rozpaczał, że znowu ominęła go śmierć; zdawało mu się, że jakaś nieznana siła opiekuje się nim, skoro zawsze wychodził cało z niebezpieczeństw, gdy inni ginęli. Toć tam, gdzie sir John natknął się na dwunastu sędziów, którzy go skazali na śmierć, on widział tylko widmo nieszkodliwe. I żałował gorzko, że szukał specyalnie walki z Jerzym Cadoudalem, zamiast rzucić się w wir walki, w której mógłby może znaleźć śmierć.
Pierwszy konsul patrzał nań z niepokojem; widział bowiem, że Rolanda trawi wciąż żądza śmierci, z któ-