Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/321

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A więc uwzględniasz ją — rzekł Roland, a oczy jego roziskrzyły się radością.
— Tak; ale przedtem żądam od pana przysługi — rzekł wódz rojalistów z wielką godnością.
— Proszę, niech pan mówi.
— Żebyś zechciał, pułkowniku, być moim parlamentarzem wobec generała Hatry’ego.
— W jakim celu?
— Chciałbym przedstawić mu pewne propozycye przed rozpoczęciem bitwy.
— Przypuszczam, że do tych propozycyi, które chcesz mi powierzyć, generale, nie zaliczasz propozycyi złożenia broni?
— Rozumiesz dobrze, pułkowniku, że, przeciwnie, ta propozycya jest na czele wszystkich innych.
— Generał Hatry odmówi.
— To prawdopodobne.
— A wtedy?
— Wtedy pozostawię mu wybór między dwiema innemi propozycyami, które będzie mógł, sądzę, przyjąć, nie uchybiając honorowi.
— Jakiemi?
— Powiem je panu w swoim czasie; niech pan zacznie od pierwszej.
— Proszę ją sformułować, generale.
— A więc: generał Hatry i jego ludzie otoczeni są przez siły potrójne; ofiarowuję się darować im życie, ale złożą broń i przysięgną, że przez pięć lat najbliższych nie będą odbywali służby wojskowej w Wandei.
Roland potrząsnął głową przecząco.
— Przecież to lepiej, niż pozwolić wyrżnąć swoich ludzi.
— Zgoda; ale on będzie wolał pozwolić ich wyrżnąć i zginąć wraz z nimi.
— Czy nie sądzisz, pułkowniku — rzekł, śmiejąc